Studia, studia i po studiach | Filologia vs DELE
Wpis ten ma charakter bardzo subiektywny i powstał na Waszą prośbę, ponieważ dosłownie “zasypaliście” mnie wiadomościami o studiowaniu ? co mnie szalenie cieszy ? proszę o więcej wiadomości, a będę pisać więcej.
Piszę ten tekst z perspektywy osoby, która skończyła cztery kierunki i nie, nie chwale się, a może trochę jednak tak… ? Bo studia to nie osiągnięcie, które zdobywa się od tak, na pstryknięcie palcem, to systematyczność, motywacja i często zaciskanie zębów oraz walka samego ze sobą. Ja też dość często walczyłam z budzikiem, który dzwonił o 4.00 rano w sobotę i nakazywał mi wsiadać w pociąg i jechać do Poznania… bardzo często miałam ochotę nim rzucić i powiedzieć, w d..nosie z tym! chcę spać! Cały tydzień pracowałam, mam dziecko, w sobotę powinnam odpocząć, a nie… i tu pewnie jest ukryta zagadka, dlaczego jedni zaciskają te przysłowiowe zęby, a inni wyłączają budzik, ale o motywacji napiszę kiedy indziej.
Dziś nie chcę opowiadać o wszystkich kierunkach, które skończyłam i co one mi dały, a dały naprawdę dużo, każdy co innego i każdy jeden wybrałabym dziś ponownie. Dziś skupię się oczywiście na filologii hiszpańskiej, którą studiowałam niestacjonarnie w Poznaniu i opowiem Wam jak te studia wyglądały z mojej perspektywy, co mi dały i dlaczego jestem bardzo zadowolona, że się na nie zdecydowałam.
Decyzję, by złożyć papiery podjęłam bardzo pragmatycznie, okazało się, że zjazdy odbywają się tylko w soboty, plus dla Nich – pomyślałam. Odpadają noclegi i zawsze dwa całe weekendy w miesiącu wyjęte z życia rodzinnego… I szczerze, zjazdy jedynie w soboty, to był faktor, który podjął decyzję za mnie, skoro to tylko soboty? Wchodzę w to! ?
Idąc na studia, nie szłam z zamiarem nauki języka, bo śmiem twierdzić, że już go dobrze znałam, chciałam mieć magistra z filologii hiszpańskiej, po prostu. Ponadto studia zaoczne, 2 soboty w miesiącu raczej nie nauczą nikogo języka, swoją drogą ciekawią mnie zawsze te, tak zwane “ filologie od podstaw” … wcześniej skończyłam też germanistykę i nie wyobrażam sobie mieć zajęć, dajmy na to z literaturoznawstwa po niemiecku czy językoznawstwa nie znając tego języka. Nie wiem, może ktoś z Was podzieli się pod tym wpisem swoimi spostrzeżeniami jak realizowane są studia filologiczne od tak zwanego zera…domyślam się, że są one przewidziane tylko w systemie dziennym. Ale wracając do filologii hiszpańskiej…
Studia bardzo przyjemne, dla osoby takiej jak ja, sfiksowanej totalnie na języku hiszpańskim był to “miód na uszy”, a analiza i zgłębianie zagadnień o których nie miałam pojęcia, czy tych na które sama bym z pewnością nie natrafiła, było dla mnie bardzo rozwojowe. I tutaj odpowiadam na jedno z pytań, które często przewijało się w Waszych wiadomościach prywatnych, dlaczego filologia, a nie certyfikat DELE? Moja motywacja była nieco inna, nie chciałam zdobyć jedynie potwierdzenia znajomości języka, chciałam się “zanurzyć” w uniwersytecki świat i mając już doświadczenie jak wygląda studiowanie filologii germańskiej, marzyłam by zrobić to samo z hiszpańskim. Przygotowując się do DELE skupiacie się na przyswajaniu języka, samego w sobie, samo DELE nie wymaga od Nas wiedzy na temat historii czy teoretycznych zagadnień powiązanych z morfologią języka hiszpańskiego. I tu wszystko zależy od naszej motywacji i potrzeb językowych. Powiem dosadnie, jeżeli chcecie mieć papier, potwierdzający znajomość to DELE jest super, ale jeżeli chcecie “pogrzebać” w książkach i poczuć przysłowiowego “bata”, że na następne zajęcia trzeba przeczytać 40 stron tekstu, noblisty – Mario Vargas Llosa , to się mobilizujesz i czytasz. Ktoś powie ok, nie trzeba studiować filologii, by zanurzyć się w języku, oczywiście, że nie, ja jednak potrzebuję mobilizacji z zewnątrz, by przy wszystkich obowiązkach, które mam znaleźć czas by nad pewnymi tematami się pochylić i je bardziej zgłębić.
Jest jeszcze jedna kwestia, którą trzeba dobrze przemyśleć podejmując decyzję czy idę w stronę certyfikatu czy w stronę filologii, mianowicie owiane sławą w Polsce uprawnienia do nauczania języka, ehhh – temat rzeka. Podzielę się z Wami swoją “przygodą” w tym temacie… Wiecie, że mając uprawnienia do nauczania języka niemieckiego, kończąc filologię hiszpańską, bez przygotowania pedagogicznego nie mogłam nauczać hiszpańskiego? Tak…. tak jest. W momencie, gdy zdałam sobie z tego sprawę mój entuzjazm na chwilę przycichł. Zaczerpnęłam opinii w kuratorium i dowiedziałam się, że nauczanie każdego jednego języka to oddzielna kwestia. I tak kończąc filologie hiszpańska, by móc uczyć hiszpańskiego postanowiłam zrobić studia podyplomowe z dydaktyki języka hiszpańskiego, co prawda miałam o tyle komfort, że niektóre przedmioty pokrywały się z tymi realizowanymi na filologii germańskiej, więc miałam odrobinę łatwiej. Taki przykład, jeżeli jutro zdecyduję się studiować filologię koreańską, będę musiała uzyskać uprawnienia do nauki konkretnie koreańskiego, mimo że posiadam już uprawnienia do nauczania niemieckiego i hiszpańskiego, no tak to właśnie działa…
Gdybyście mieli ochotę poczytać o egzaminach DELE to polecam stronę Instytutu Cervantesa, gdzie opublikowane są odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania , na samym końcu wyjaśniają też kwestię uprawnień do nauczania języka, możecie poczytać na ten temat tutaj.
Trudno mi generalizować, bo każdy przypadek i motywacja do tego by ukończyć studia czy uzyskać certyfikat będą inne, inaczej “radziłabym” (jej nie lubię radzić, bo sama nie lubię, jak mi ktoś radzi) ludziom, którzy znają język i wchodzą z tzw. marszu na DELE siadają piszą i wiedza, że zdadzą, robią to jedynie po to, by uzyskać dokument, a inaczej podeszłabym do tematu będąc osobą, która faktycznie musi się do DELE samodzielnie przygotować i zmobilizować by przyswoić materiał pod dany poziom.
Następna kwestia to rynek pracy, jak wiecie z językiem dziś można pracować wszędzie, nie tylko w szkole nauczając go. I tak, z moich obserwacji wynika, że rynek filologów dziś miesza się bardzo silnie z rynkiem IT, gdzie siłą rzeczy potrzebni są ludzie z językami. To temat na oddzielny wpis i wrócę kiedyś do tego tematu, jeżeli Was zaciekawi. Słuchacie, taki przykład, jest firma IT X, jest człowiek po filologii, znający dobrze język, ale bez zaplecza informatycznego. Firma IT X zatrudnia takiego człowieka, szkoli go przez dajmy na to 4 miesiące albo krócej i ma pracownika, z językiem, przeszkolonego, zdolnego do pracy. Ogarnąć język w 4 miesiące od zera, tak by można było rozmawiać z klientami? Według mnie niemożliwe…
Zadawaliście mi też pytania o proces rekrutacji, wygląda on troszkę inaczej na studia stacjonarne i niestacjonarne, ja idąc od razu na studia drugiego stopnia, czyli magisterskie byłam przyjęta na podstawie ukończenia studiów z filologii niemieckiej oraz na podstawie rozmowy kwalifikacyjnej , więcej informacji znajdziecie na pewno na stronach konkretnych instytutów, tam gdzie chcielibyście aplikować, takie informacje jak program studiów czy plany zajęć są zawsze ogólnodostępne. Przykład tutaj .
Pytaliście też czy wykładowcami są native speakerzy, tak ja miałam czterech w trakcie studiów i komunikacja z nimi odbywała się w moim przypadku jedynie po hiszpańsku. Były przedmioty trudniejsze i łatwiejsze, ale to subiektywna opinia, dla mnie coś trudniejszego może okazać się “bułką z masłem” dla kogoś innego i odwrotnie, więc nie chcę wydawać generalizujących opinii na temat poszczególnych przedmiotów. Zdradze tylko, że dla mnie wyzwaniem była analiza literatury fantastycznej ( Lo fantástico y lo maravilloso en la literatura fantàstica) To co chcę Wam powiedzieć, to, to że WARTO SPRÓBOWAĆ 🙂
To, by studiować filologię było podyktowane również samą chęcią studiowania, skoro mam na koncie cztery kierunki, rachunek jest prosty, ja po prostu lubię studiować hehe, serio, ten uczelniany klimacik zajęć, notatki, xeróweczki, lekkie napięcie przed sesją, powoduje, że czuje się młodsza, tak, tak wieczna studentka…z taką różnicą, że ja zaczynam i kończę ? I co ważne poznałam wiele fantastycznych osób, z którymi do dziś mam kontakt, Pozdrawiam Asię z którą widzę się w czerwcu pod scena na koncercie MALUMY ? Pozdrawiam Martynę, która podzieliła się potrzebna wiedzą w momencie gdy tego bardzo potrzebowałam ¡Besos Chicas!
Reasumując: